Life

Life

środa, 8 czerwca 2016

Życie po życiu

Probowalam sie pozbierac....
Było strasznie. Nie raz i nie dwa leżąc na podlodze plakalam tak, ze brakowało łez.. Plakalam na ulicy, w metrze, w sklepie... Bylam wrakiem czlowieka...

Niby najwieksza milosc mojego zycia okazała sie największą porażką. Nie tylko zostawil mnie w żałobie,  obarczyl winą za to mówiąc, ze to ja go nie wspieralam wystarczająco  i ze się czepialam do tego o jego wyjscia nocne na piwo... I ze nie chciał chetnie wracac do domu, skoro ja wciaz bylam smutna i plakalam (nie mialam do tego pracy). Zostawil zrzucajac winę na mnie, a ja musialam potem chodzic do psychologa przez 3 mies, aby pomógł mi zrozumiec, ze to wcale nie bylo tak..
On sam wyjechal sobie do Polski do pracy (tak, to niewiarygodne, ale ja prosilam go o to 2 lata i wciaz mial wymówki, az potem nagle znalazł motywację -aby uciec jak najdalej). W miedzyczasie dowiedzialam sie od kogoś, ze nie był takim ksieciem z bajki ani świętym w trakcie naszego zwiazku... To bylo jak zatruty gwóźdź do trumny.....

Probowalam zyc we Wloszech sama, bez niego. Ale stac mnie bylo tylko na wynajem pokoju u jakiejs rodziny... nie miescilam sie z rzeczami i czulam strasznie musiec czekac w kolejce do lazienki, do kuchni itp. Kredytu na mieszkanie nikt mi nie da, poza tym ile bym musiala miec jako wklad wlasny - nawet sprzedajac mieszkanie w Polsce nie stac by mnie bylo...
Mieszkalam wiec kątem u kogos, bez kogokolwiek bliskiego, Boze Narodzenie  spędziłam u kolezanki..... Pomimo przyjaciol, ktorych poznalam w najcięższym okresie mojego zycia - nie chciałam tam zostac sama. Ani czekac, az poznam kogos innego z mieszkaniem, ktory potem w obliczu problemów znowu mnie zostawi i zostane z niczym...
Nie wierze juz facetom i nie chce byc zalezna od nikogo. Zaczęłam szukac pracy w Polsce od stycznia i okazalo sie, ze mialam sporo telefonow i rozmow. Dostalam prace we Wroclawiu, skad wyjechałam 7 lat wczesniej.... Podjelam  ciężka decyzje i postanowilam wracac....
Na lotnisku płakałam,  w samolocie płakałam....
Jestem w Polsce od miesiaca. Latwo tez nie jest. W pracy codziennie jest coraz lepiej. Poza pracą wciąż jednak troche czuję się jak z innej planety...

Ps. Dowiedziałam się, że on ma juz kogos..

czwartek, 4 czerwca 2015

Żyję

Żyję, ale co to za życie..
Wszystko się posypało.
Wszystko...

I ja się rozsypałam. Na drobniusieńkie kawałeczki.
Nie wiem czy jeszcze kiedyś się pozbieram...

środa, 24 grudnia 2014

Secret Santa

Pamiętacie, jak pisałam kiedyś, że na instagramie robię codziennie jedno zdjęcie, które jest robione wg listy, które tworzy dziewczyna z Australii -  Fat Mum slim.

Od dwóch lat na Święta Bożego Narodzenia organizuje ona wymianę prezentów tzw. "Secret Santa Gift Exchange". W tym roku po raz pierwszy także byłam uczestnikiem :)
Najpierw, na początku października trzeba się było u niej zarejestrować i zaznaczyć, czy chce się kupić prezent dla osoby z danego regionu : Europa, Ameryka, Australia, cały świat itp. Kwota prezentu została ustalona dla wszystkich w wysokości 25$ australijskich plus oczywiście koszty przesyłki. Potem wpłacało się dodatkowo 5$ australijskich na konto fundacji z Kenii, zajmującej się dziewczynkami poniżej 12 lat, które niestety maja za sobą smutne doświadczenia przemocy seksualnej.

Następnie każdy uczestnik dostał maila z danymi wylosowanej osoby do kupienia prezentu. Mi przypadła dziewczyna z Belgii. Powstała specjalna zamknięta grupa na fejsbooku, gdzie można było zadawać pytania (odnośnie ulubionych kolorów, hobby, książek, jedzenia itp), na które każdy odpowiadał. Nikt nie mógł oczywiście zdradzić się, kogo wylosował a cała ta grupa służyła właśnie do tego, aby w taki sposób "szpiegować" wylosowaną osobę :)
Wysyłka prezentów musiała być do 1 grudnia, aby na pewno prezent doszedł na czas.

To kupiłam ja:

Każda osoba, która już dostała prezent - pisała o tym na grupie i wklejała zdjęcie, aby Secret Santa wiedział, ze prezent na pewno doszedł. Niektórzy od razu otwierali, inni czekają do Świąt.
Ja czekam :) Mój prezent przyszedł z Londynu:


Jestem bardzo ciekawa, co mi kupił mój Secret Santa :)
Bardzo fajna sprawa, co nie?

Wszystkim Wam życzę Wspaniałych Świąt! Podobno śnieżne nie będą ale u nas w Rzymie też śniegu nie ma :D

piątek, 12 grudnia 2014

Jesień w Nowym Jorku.

No tak, zima już za pasem a ja wciąż w jesieni i to zeszłego roku! :D
Nie lubię jesieni, ale ta w NY oczywiście piękna ;-)
Najpierw był ulubiony Central Park.






Mój ulubiony pomnik - Alicja w krainie czarów.
Potem były spacery ulicami wśród wieżowców.






Atmosfera była już świąteczna, chociaż był to jeszcze listopad.



Popołudnie spędziliśmy na dachu słynnego Rockefeller Center na Top of the Rock . Można tez iśc na Empire State Building, bo observation deck jest wyżej (na 86 i 102 piętrze a na Top na  67, 69 i 70-tym), ale tam już kiedyś byłam z S. było wszystko jedno. Bilety kosztują tak samo na oba budynki 29$. Trochę drogo, ale warto.
Czynne jest do północy i nie ma limitu czasu- wjechaliśmy około 16 i byliśmy z 1,5 godziny, aby podziwiać widoki w świetle dnia, zachód słońca i nocą.
Najpierw na niższym piętrze


Niższe piętro.

Widok na Central Park

na środku Empire State Building


Wieczorem była kolacja w fajnej restauracji, ale oczywiście nazwy już nie pamiętam :)
Po drodze zahaczyliśmy o Ed Sullivan Theater, gdzie nagrywają nasz ulubiony program David Latterman Show. Szkoda, ze Davida nie było w pobliżu..

niedziela, 30 listopada 2014

New York I love you!

Mówi się, że Nowy Jork można albo kochać, albo nienawidzić.
Ja kocham! <3
Mój S. - raczej nie cierpi.. ehhh... Zresztą, jak wielu innych ludzi, co akurat mnie wydaje się dziwne ;-)
Dla mnie Nowy Jork to miejsce tętniące życiem, pełne ludzi, kultur, języków, tradycji, smaków i zapachów. Od zawsze, od pewnie czasów dorastania - był moim marzeniem. Aby móc tam kiedyś postawić stopę, zobaczyć wszystko z bliska, poczuć, dotknąć. Za każdym razem, gdy widziałam Nowy Jork w jakimś filmie, marzyłam, żeby tam kiedyś pojechać.
Mój pierwszy raz był w 2002, gdy pojechałam na rok do Stanów jako Au Pair. Lot z Polski był do NY, bo tam, w jednym kampusie szkolnym było najpierw tygodniowe szkolenie wszystkich dziewczyn z całego świata. I tam zrobiono dla nas wycieczkę do centrum. Nie wierzyłam własnym oczom, widząc Times Square, Manhattan, widok z Empire State Building i Statuę Wolności w dali. To było zaledwie kilka godzina a ja już się zakochałam w tym mieście :)
Nie wyobrażałam sobie, że jeszcze w przeciągu roku wrócę tutaj dwa razy. Najpierw w lecie, z rodziną amerykańską u której opiekowałam się dziećmi - przyjechaliśmy do dziadków, ale ja dostałam dwa dni wolnego na zwiedzanie. Była ze mną siostra, która przyjechała mnie odwiedzić. Mieszkałyśmy w motelu w centrum, popłynęłyśmy na wyspę, gdzie jest Statua Wolności, byłyśmy oglądać szczątki WTC i w Madame Tussauds Museum.
Potem, zimą znowu wróciłam - tym razem ja odwiedzałam drugą siostrę, która mieszkała w Connecticut u rodziny, której dziećmi się opiekowała. Pojechałam do niej w odwiedziny i oczywiście pociągiem podjechałyśmy na dzień do NY. Ona też jest w nim zakochana :)

Czwarty raz to było lato 2006. Pojechałam odwiedzić "moją" amerykańską rodzinkę w Waszyngtonie DC i przy okazji w Nowym Jorku-  dwie koleżanki z bloga: Agę i Swert :) Znowu połaziłam, a przy okazji zgubiłam się w Chinatown z wielką walizką a nikt z tych Chińczyków praktycznie nie mówił po angielsku! Jak oni mogą tam żyć tak wiele lat? :)

No i teraz był piąty raz. Tym zrazem z moim S. Byłam przekonana, ze gdy się znajdzie razem ze mną na Times Square i zobaczy te wszystkie neony,światła, ruch, ludzi- to się zakocha tak samo, jak ja.
A on powiedział: "Boże! Nigdy w życiu nie widziałem tylu ludzi w jednym miejscu, idących w różne strony bez żadnego celu! Toż to gorzej, niż w Rzymie przed Świętami!" Pufff... Urok minął :)

Pewnie myślicie: "Jak można nie lubić NY?" No cóż, nawet sami Amerykanie są podzieleni. Wielu z nich- między innymi mąż mojej przyjaciółki- twierdzą, ze to miasto jest brzydkie, brudne, chaotyczne, zakorkowane, zatłoczone,  pełne ludzi i różnych tzw "ludzkich elementów". No po prostu syfiaste, śmierdzące i do tego niebezpieczne.
No cóż, trochę w tym prawdy jest. Oczywiście centrum miasta wygląda inaczej, niż pozostałe dzielnice czy przedmieścia, ale moim zdaniem jest tak w większości wielkich miasta na każdym świecie.
No cóż, trudno- ja tam NYC będę kochać zawsze a S. nie musi ;-)
Musicie sami zdecydować, kochać, czy nie?







Widok z okna naszego pokoju w hotelu mieliśmy taki:

W nocy

W dzień
W następnym odcinku opowiem, co widzieliśmy.


PS. Tak, wiem, że ta podróż była rok temu, w listopadzie. Ale nigdy nie napisałam o NYC a obiecałam, więc jest :)